Pierwszy raz przypłynęłam na Dominikę w 2004r., na STS Fryderyku Chopinie. Spędziliśmy wówczas tu Święta Wielkanocne i przypływaliśmy co 2 tygodnie przez 2 miesiące, kiedy zmieniały się ekipy nurkowe. Od tamtej pory – co roku staram się tu zawijać ze swoimi załogami… To magiczne miejsce zupełnie nie przypomina Karaibów, jakie znamy z pocztówek… Płynie tu 365 rzek, mnóstwo wodospadów, dominuje las równikowy, który zamieszkują jedyne w swoim rodzaju ptaki, tu wzniesienia dochodzą do 1400 m n.p.m, rośnie bujna roślinność… To inny świat… dość biedny, ale ludzie są przesympatyczni, nienachalni (czego niestety nie można powiedzieć np. o St. Lucii czy St. Vincent), zawsze chętni do pomocy… uwielbiam tu być!
15 lat temu napisałam artykuł o Dominice… (link tutaj)… niewiele się zmieniło.. jedynie huragan sprzed 2 laty, Maria – bardzo zniszczył Dominikę, ale odbudowuje się… bardzo szybko… Rząd dba o mieszkańców… buduje im solidniejsze domy, odnawia drogi, zlikwidował wraki z zatoki…
Co roku odwiedzamy tu znajomych, rdzennych mieszkańców Dominiki, Dorin & Steve’a, których dom znajduje się zaledwie 5m od morza, na plaży, w Portsmouth…. my stajemy jachtem na kotwicy tuż przed ich domem… Znamy się juz 15 lat…
Podczas huraganu Maria byli w domu i modlili się… na szczęście nic się nie stało, poza zerwanymi drzewami i całkowicie zniszczonym ogrodem… Nie mogliśmy się do nich dodzwonić po przejściu huraganu… zerwane były wszystkie linie telefoniczne… Dorin opowiadała, że ludzie przychodzili do stacji radiowej i informowali o swoim istnieniu, żeby rodzina się nie denerwowała… nie było kontaktu… Ale wyspa odradza się…
Pierwszy raz, odkąd pływam po Karaibach, żeglując z południa – opłynęliśmy Dominikę od wschodniej strony, a nie od zachodniej. Takiego spokojnego oceanu jeszcze tu nie widziałam! Dziki czemu jednak – mieliśmy niepowtarzalną okazję obejrzeć wyspę z morza z tej drugiej, mniej żeglownej strony…
Jednego dnia podczas naszego pobytu w Portsmouth na Dominice – Steve zabrał Stasia i Krisa na ryby, innego dnia pojechaliśmy na wycieczkę na wodospady i do rezerwatu Karibów. Na Idian River jeździliśmy co roku, wiec tym razem odpuściliśmy, niemniej bardzo wszystkim polecamy! Szczególnie pod wieczór, kiedy przyroda budzi się do życia po całodziennym upale…
Byliśmy też w Forcie Shirley, który jest częścią Parku Narodowego Cabrits. Ciekawostką jest, iż Fort Shirley po zbudowaniu – obsadzony był tylko przez 70 lat i nigdy nie brał udziału w żadnych działaniach wojennych… Byłam tam ostatni raz 15 lat temu… Stawaliśmy Chopinem tuż pod fortem a long side do kei… W końcu mogliśmy zostać na Dominice ciut dłużej i pokazać dzieciom jej piękno.. Check in do państwa Dominika to tylko 15 EC.. Polecamy z całego serca!!!
Odpłynęliśmy z Dominiki obdarowani kiścią bananów i koszem karamboli z ogrodu naszych przyjaciół, a na sobotnim porannym targu zaopatrzyliśmy się jeszcze w papaje, avocado i taki ciekawy owoc, który nazywa się guanabana (albo sweet aple, w polskim tłumaczeniu ponoć funkcjonuje nazwa ” Flaszkowiec miękkociernisty ” :-)). Dotankowaliśmy jeszcze wodę i pożeglowaliśmy dalej na północ…
Do zobaczenia Dominiko! Jesteś wspaniała!
0 Komentarzy