Jeżeli pożeglujemy tu jeszcze kilka miesięcy, to chyba zostaniemy ekspertami w przechodzeniu kwarantann na Karaibach 🙂 Hehe… ale póki co, nie ruszamy się z Grenady przez najbliższe miesiące… przynajmniej taki plan 🙂 Tu chcemy przeczekać sezon huraganów. Chętnie popłynęlibyśmy na Trynidad i Tobago, na Trynidadzie zrobiliśmy niezbędne naprawy na jachcie, a na Tobago – połowili ryby, ponurkowali i podziwiali piękne okoliczności przyrody. Ale niestety, wyspy są nadal zamknięte.
Podobnie jest z Dominiką.
St. Vincent i Grenadyny w końcu zniosły nakaz przechodzenia kwarantanny w hotelu / hostelu, czyli poza jachtem (co było całkowicie chorym pomysłem, szczególnie w sytuacji żeglarzy mieszkających na jachcie), ale podniosły koszty przybycia dla żeglarzy tak mocno, że nadal niewielu z nas tam się wybiera (poza dotychczasowymi kosztami, pobieranymi przy check-in przez customs i imigration (wcale niemałymi!) – trzeba opłacić agenta 75 USD/jacht , zrobić obowiązkowy test na Covid-19 60 USD / osobę i stanąć na boi w wyznaczonych miejscach (Bequia lub Young Island Cut) za 20 USD / dobę. Kwarantanna 14 dni, chyba że wyniki testu będą odpowiednie, a ten zostanie szybciej wykonany…
Tu na Grenadzie wydaje się być wszystko super przemyślane i faktycznie odpowiednio zorganizowane dla żeglarzy, chcących przeczekać okres huraganów. Trynidad i Tobago zamknięte (a tam spora większość jachtów zimowała, w tym nasza s/y Rybka), więc na Grenadzie jachtów spotkamy coraz więcej. Procedura jest dość skomplikowana, ale do ogarnięcia.
Zanim przypłyniemy na Grenadę, najpierw trzeba się zarejestrować na specjalnie stworzonym w tym celu portalu internetowym: GrenadaLima. Musimy wysłać skany wszelkich wymaganych dokumentów (załogi, jachtu), wypełnić i wysłać kilka formularzy, opłacić tzw “wpisowe” (oni mówią na to “ticket” 20 USD) i wybrać datę przybycia (zakres 1-3 dni). W odpowiedzi dostaje się zgodę (bez której nie byłoby nas tutaj) i wytyczne dot. kwarantanny. Reszta dzieje się już na miejscu.
Po przypłynięciu (z żółtą flagą pod salingiem, jako jacht ze zdrową załogą, ale jeszcze nie odprawiony) zgłaszamy się przez VHF do Mariny Port Louis i stajemy a long side (burtą) do kei. Wszyscy muszą być w maseczkach i nie można schodzić na ląd bez zezwolenia. Sprawdzają dokumenty i temperaturę każdego z załogantów. Jak wszystko jest ok, odpływamy na wyznaczone kotwicowisko, gdzie spędzamy 10-14 dni na własnym jachcie, bez schodzenia na ląd, czy odwiedzania znajomych z innych jachtów. Straż przybrzeżna codziennie patroluje, wiec lepiej nie podpaść. W czasie kwarantanny możemy podpłynąć pontonem do wyznaczonej kei w Marinie Port Louis (w maseczkach), wyrzucić śmieci, zostawić butle gazowe do napełnienia, zamówić żywność online, itd. Wszyscy są mili, przyjemni i chętni do pomocy. Codziennie też rano na kanale 66 VHF żeglarze słuchają lokalnego netu, gdzie można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy… np. gdzie można zszyć żagle czy kupić niezbędne części do jachtu, gdzie i kiedy odbywają się lokalne markety, kto ma co do oddania czy sprzedania, a nawet organizowane są quizzy za pomocą odbiornika radiowego VHF. 🙂
Po skończonej kwarantannie, w poniedziałki – wszyscy członkowie załogi schodzą na ląd i robią test w kierunku Covid-19. Test jest szybki, z kropelki krwi z palca (wygląda zupełnie jak test ciążowy :-), a wynik już po 15 minutach. Jak wynik negatywny – można stanąć w długiej kolejce do customs i imigration i oficjalnie już odprawić się na wpłynięcie na wody terytorialne Grenady. Kto miał wynik pozytywny – wraca na jacht i czeka na zrobienie kolejnego testu.
U nas na szczęście wszystko było oki, mogliśmy więc odebrać swoje zamówione rzeczy od znajomych i świętować rozpoczęcie kilkumiesięcznej przygody na Grenadzie…
Niektórzy, zamiast na Grenadę – płyną do Surinam czy do Gujany Francuskiej na sezon huraganów. Tam jednak jest się już bardzo blisko równika, mniej wieje, jest jeszcze bardziej gorąco, więcej komarów i większe prawdopodobieństwo załapania dtropikalnej gortączki, zwanej dengą. Poza tym na grupie dyskusyjnej Grenada Cruising Families na Facebooku zapisało się ponad 130 członków, spotykamy wiele rodzin z dziećmi na jachtach w wieku podobnym do naszych dzieci (Ania prawie 4 lata, Staś prawie 7 lat) i mamy wielką nadzieję na międzynarodową integrację, połączoną z praktyczną metodą nauki języka angielskiego 🙂
Ahoj i do usłyszenia niebawem!
0 Komentarzy