Ahoj!
Prace stoczniowe w Trynidadzie zakończone, zeszliśmy właśnie na wodę, jest chwila, żeby zaktualizować sytuację s/y Rybki i Rybickich 🙂
Przypłynęliśmy do Trynidadu, do Chaguaramas 5 listopada. Poinformowaliśmy stocznię o naszym przybyciu, wszelkie dokumenty wypełniliśmy i wysłaliśmy jeszcze przed wyruszeniem z Grenady. Teraz tylko musieliśmy odbyć kwarantannę na wydzielonym kotwicowisku przed Chaguaramas tak, żeby trzeciego dnia od przybycia można było zrobić naszym dzieciom testy PCR (taki wymóg, kto nie jest szczepiony – musiał mieć zrobiony test, mimo zrobienia ich także przed opuszczeniem Grenady). Dopiero po otrzymaniu negatywnych wyników podpłynęliśmy do Immigration i Customs, żeby oficjalnie już zarejestrować nas i Rybkę na terenie państwa Trynidad & Tobago. Dnia następnego wyciągnęliśmy jacht w stoczni PowerBoats. I zaczęła się “gonitwa” 🙂
Za dwa tygodnie miał przyjechać do nas Dziadek Jurek i przepłynąć z nami do St. Maarten. Kupił bilety, niespodzianki dla wnuków, wszystko ogarnięte. Tylko jeszcze my musieliśmy się wyrobić z robotą. Rozplanowaliśmy więc prace jak trzeba i zabraliśmy się do nich czym prędzej. Uwijaliśmy się jak mróweczki od rana do nocy.
Wymyliśmy jacht odpowiednimi kosmetykami, żeby dalej się tak pięknie błyszczał :-), wyciągnęliśmy zbiorniki z wodą i odpowiednio je zdezynfekowaliśmy, naprawiliśmy siatki na dziobie, pokrowiec na grota i na ponton, zlokalizowaliśmy w końcu przeciek w pontonie i go ostatecznie zlikwidowaliśmy, a dzieci go pięknie wyszorowały… wzmocniliśmy konstrukcję podtrzymującą nasze panele słoneczne, odświeżyliśmy wszelkie drewniane elementy wewnątrz Rybki i ją porządnie wymyliśmy, odnowiliśmy żelkot pod jachtem, wypraliśmy pokrowce, ciuchy, wszystko co się dało.. ot takie przedświąteczne porządki 🙂 … a poza tym standardowe prace stoczniowe: przygotowanie i malowanie dna jachtu farbą antyporostową, smarowanie wałów, śrub napędowych, wymiana anod, olejów, przepłukanie silników i przygotowanie silnika zaburtowego, galwanizacja łańcucha kotwicznego i malowanie samej kotwicy, inspekcja olinowania stałego jachtu… itd… Naprawiliśmy też pompę prysznicową, światła nawigacyjne, .. zawsze coś nowego wychodzi na jachcie 🙂
25 listopada, w dniu urodzin Dziadka dowiedzieliśmy się, że Dziadek ma koronavisusa i do nas nie przyjedzie 🙁 Energia i radość zniknęły… Oczywiście najważniejsze, żeby Dziadek szybko wyzdrowiał i w sumie dobrze, że choróbsko wyszło przed zaokrętowaniem na jacht, ale sami rozumiecie… łatwo nie było.. Odpuściliśmy gonitwę, zostaliśmy trochę dłużej na stoczni, poprzekładaliśmy bilety lotnicze i mamy nadzieję zobaczyć się niebawem na St. Martin.
Po zwodowaniu zostaliśmy jeszcze kilka dni na kotwicy przy Monas Island – bardzo przyjemne i pięknie położone kotwicowisko, po czym popłynęliśmy na Martynikę. W sumie to chcieliśmy popłynąć bezpośrednio na St. Maarten, ale wiatr miał inne plany i zamiast z E wiał z NE więc nasza trasa wiodła od wyspy do wyspy – najpierw płynęliśmy jak najbardziej na północ, a później chowaliśmy się po zawietrznej stronie następnej wyspy i na silniku kierowaliśmy się jak najbliżej jej brzegów. I tak powoli, to refując się, to rozrefowując, to chowając foka, to go stawiając, dopłynęliśmy na Martynikę. Tutaj będąc w zasięgu internetu okazało się, że prognozowane silne wiatry zaczną się nieco wcześniej niż oczekiwaliśmy, więc zamiast płynąć dalej, postanowiliśmy przeczekać złą pogodę w zatoce Fort de France. Jak tylko pogoda pozwoli popłyniemy na północ, na Święta na St. Maarten. Dalej planujemy powrócić na Martynikę na Nowy Rok, a później popłyniemy na Puerto Rico, Bahamy i zobaczymy co dalej…
Serdecznie pozdrawiamy z pokładu s/y Rybka! Ahoj!
0 Komentarzy