Clarkes Court Bay (inaczej Woburn Bay) to jedna z licznych południowych zatok Grenady, w której żeglarze mieszkający na jachtach przeczekują sezon huraganów. Inna znana zatoka to Prickly Bay, jeszcze inna to Hartman Bay czy Egmont Bay. Każda z nich oferuje dobre schronienie od północnych, wschodnich i zachodnich wiatrów. Przy wiatrach południowych ten kto nie stoi za rafą, za wyspą albo nie ucieknie na drugą stronę wyspy (np. do Grand Anse, tudzież w morze :-)) albo nie znajdzie miejsca w Egmont Bay – czeka go spora fala i nieprzyjemne bujanie, odczuwalne nawet na katamaranie (jednakowoż w dużo mniejszym stopniu niż na jachcie jednokadłubowym:-)). A że w tym roku wyjątkowo dużo sztormów i huraganów kręci się po Atlantyku i nawet kiedy przechodzą powyżej Grenady, to zahaczają o nas końcówką trzeciej i czwartej ćwiartki, co u nas oznacza burze, sporo deszczu i właśnie południowe wiatry.

Kilka dni temu nawet, patrząc na stronę NOAA, można było zobaczyć aż 6 aktywnych ośrodków niżowych, w tym 3 huragany… Kończą się już zaplanowane nazwy huraganów na ten sezon, a to dopiero połowa września… zazwyczaj najgorzej jest w październiku.. Za chwilę wejdziemy w greckie nazwy 🙂

Sytuacja huraganowo – sztormowa na Atlantyku z dnia 16.09.2020

My stoimy naszą s/y Rybką na kotwicy głównie w Clarkes Court Bay, tuż przy przepięknej prywatnej wyspie Calvigny Island. Zaraz z drugiej strony jest marina Le Phare Bleu, gdzie Stasiu uczęszcza na lokalne półkolonie. Jesteśmy w jednym z najlepszych miejsc w zatoce – czysta woda (można robić wodę z odsalarki, głębiej w zatoce czy w innych południowych zatokach – woda jest zbyt brudna, nie nadaje się do kąpieli i odsalania), niedaleko jest rafa, piękny widok na Calvigny Island (cudnie oświetlona w nocy). Świetne miejsce i wszystkim je serdecznie polecamy! Raz wypłynęliśmy na kilka dni i już lipa, zajęte… Dlatego też tak rzadko ludzie stąd odpływają..

Clarkes Court Bay (Woburn Bay, Grenada)

Calvigny Islands widziana z topu s/y Rybka

Przypłynęliśmy tu głównie ze względu na półkolonie Stasia. Bardzo zależało nam na towarzystwie rówieśników dla naszych dzieci, które cały “lock down” (koronawirusowy przestój, który spędziliśmy w White Bay na Jost Van Dyke na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych) przesiedziały z rodzicami na jachcie i bardzo potrzebowały wybawić się z innymi dziećmi. No i chodziło też oczywiście o język angielski, który Ania ze Stasiem muszą sobie przyswajać, aby bawić się z innymi. Dzieci bardzo szybko łapią obce języki, szczególnie w towarzystwie innych którzy nie mówią po polsku 🙂

Znaleźliśmy informację o półkoloniach organizowanych w Le Phare Bleu (Sandpiper Nursery School) na statku przycumowanym do kei w porcie – latarniowcu i tu uwaga! który to latarniowiec przypłynął na Grenadę z naszego Bałtyku!! Niesamowita historia! “Västra Banken” (tak się nazywa statek) został zbudowany w Szwecji w 1900r. i przebywał na Bałtyku do 1970 roku, po czym został sprzedany, odrestaurowany i przypłynął tutaj, na południe Grenady. Od grudnia 2006r. tworzy wspaniałą atmosferę przytulnej mariny Le Phare Bleu (jako restauracja, miejsce spotkań towarzyskich, koncertów muzyki na żywo, jako kino, a czasem odbywają się tu nawet imprezy weselne). Ponoć zostały tylko 3 takie latarniowce na całym świecie…

Staś spędził tutaj kilka tygodni (po pół dnia), bawiąc się i uczęszczając na zajęcia z innymi dziećmi pod okiem miłych lokalnych opiekunów / nauczycieli. Na camp (bo tak tu się mówi na półkolonie) uczęszczały dzieci z różnych krajów, nie tylko te mieszające na jachtach, ale również lokalne dzieci z Grenady. Pływali na tzw. hobbycat’ach (takie małe sportowe katamarany), na kajakach, chodzili na spacery, poznawali lokalną przyrodę, grali w piłkę (co Staś uwielbia), malowali, tworzyli, robili różne eksperymenty…

Stasiowi na początku było ciężko, głównie ze względu na język… ale pod koniec potrafił już nawet powiedzieć kilka zdań po angielsku, był odważniejszy, zadomowił się na statku i zaprzyjaźnił z kilkorgiem dzieci. I super! O to chodziło!

Ania z kolei chodziła chwilę (krótko, 2 tygodnie, ale zawsze) na camp na wyspę Hog Island, w tej samej zatoce. Na camp ze Stasiem była za malutka. Ale nie ma tego złego, przynajmniej rodzeństwo mogło od siebie trochę odpocząć 🙂 Pływała głównie w wodzie z lokalnymi dziećmi, na kajaku, rysowała, robiła zamki z piasku i szkoliła angielski każdego dnia 🙂 Hog Island skupia żeglujące rodziny z całego świata. Słynie z organizowanych tu atrakcji dla dzieci i dorosłych. Niemal codziennie coś tu się dzieje, m.in. poranny aerobik w wodzie i ćwiczenia na plaży dla cruisingowców, wystawy, konkursy, spotkania z gitarą i innymi sprzętami muzycznymi, wymiany zabawek czy zbiórki dla bardziej potrzebujących… itd. Wiele jachtów stoi tu na bojach cały sezon (boje gęsto poustawiane). Woda w zatoce nie jest zbyt czysta, ale ta przy malej plażyczce przy wyspie – nadaje się do spokojnego pływania.


Tak więc zawoziliśmy najpierw Stasia na latarniowca, potem Anię na Hog Island naszym wodnym samochodem (sprawny ponton z silnikiem zaburtowym to wręcz niezbędny element życia rodzinnego na jachcie!). Potem (bardzo krótko) cieszyliśmy się chwilą bycia razem bez dzieci (po raz pierwszy od początku naszej podróży:-)), po czym trzeba było wrócić do codziennych obowiązków… pranie, suszenie, wietrzenie, sprzątanie, gotowanie, mycie pokładu, robienie wody, zakupy (tzn. wyprawa po zakupy, bo co najmniej 2 autobusami trzeba jechać do miasta, czy na targ, kilka dobrych godzin schodzi zazwyczaj, co ma oczywiście i swoje uroki również :-), wyprawa po paliwo (dostępne tylko przez 3 godziny w Secret Harbour, raz w tygodniu, ale dowiedzieliśmy się potem, że można wziąć i w Le Phare Bleu Marina, uff:-)), naprawa różnorakich usterek na jachcie itd. Dalej obiad i wieczorne atrakcje… Czasami jeździmy na basen do Le Phare Bleu (co dzieci uwielbiają), w piątki oglądamy filmy dla dzieci (tzw. “movie nights”) na latarniowcu z innymi dziećmi (z darmowym popcornem :-), a czasami oglądamy coś wspólnie na jachcie (lub gramy, czytamy, łowimy ryby…), czasami wybierzemy się na towarzyskie pogaduszki na Hog Island, czy do browarni niedaleko Secret Harbour na spotkanie z Krisem i Sheilą (którzy stoją swoją s/y Neverbored w Prickly Bay)…Czasami ktoś do nas wpadnie z jachtu obok, albo szykujemy urodziny dzieci (Ania skończyła 4 latka 13 sierpnia, a Staś skończył 7 lat 10 września)… Innego dnia ponurkujemy przy lokalnych rafach (przepiękna rafa, przepiękne gorgonie!), albo pojedziemy na wycieczkę do miasta (dzieci uwielbiają jeździć do miasta, szczególnie kiedy zachodzimy do domu czekolady :-)) czy wgłąb wyspy. Jest tu tyle do zobaczenia… Gdy przychodzi wieczór, jesteśmy już tacy zmęczeni… jest bardzo intensywnie… Będziemy opisywać nasze wycieczki po Grenadzie i okolicach w kolejnych postach…

Dzieje się tu na prawdę wiele ciekawych rzeczy. Wszystkiego dowiadujemy się z porannego neta – czyli takich lokalnych żeglarskich wiadomości przekazywanych drogą radiową, poprzez VHF (godzina 07:30 codziennie rano na kanale nr 66). Net zaczyna się od analizy sytuacji barycznej, prognozy pogody, czy i jaki sztorm / huragan się do nas zbliża, jakie wiatry itd. Potem przedstawiają się nowo przybyli żeglarze, tudzież żegnają Ci, co odpływają z Grenady. Dalej organizatorzy różnych wycieczek, imprez, towarzyskich spotkań, lokalnych barów przedstawiają swoje oferty (tzw. “social activities”) i doprawdy, jest w czym wybierać. Dowiadujemy się też kiedy i gdzie nabijane są butle gazowe, o której i skąd wyjeżdżają autobusiki po zakupy czy do sklepów żeglarskich, gdzie i jakie są promocje itd. Najbardziej podoba mi się kolejny etap porannych wiadomości, a mianowicie “treasures of the bilge” 🙂 co w wolnym tłumaczeniu oznacza: “skarby z zęzy” :-)) Każdy kto ma coś do sprzedania / oddania czy potrzebuje coś kupić, załatwić, naprawić – może się tu ogłosić i po necie przedyskutować szczegóły ew. transakcji. Świetna sprawa! Ludzie sprzedają kuchenki, odbijacze, anteny, radia VHF, łańcuchy, windy kotwiczne, żagle i wiele wiele innych rzeczy… czasami na prawdę można trafić na niezłą okazję.

Jest jeszcze net dla dzieci, prowadzony przez dzieci (oczywiście wszystko to wolontariusze). Dzieci wybierają filmy na piątkowe wieczory kinowe na latarniowcu, przedstawiają się nawzajem, witają nowo przybyłych, składają sobie życzenia urodzinowe i ustalają spotkania. Super!
A wieczorami, niemal codziennie – można uczestniczyć przez VHF w ciekawych quizach. Bardzo dużo osób siedzi wówczas na swoich jachtach, z przygotowaną kartką i długopisem, odpowiadają na pytania, liczą punkty i dyskutują na lokalnym kanale roboczym (68). Można się dowiedzieć ciekawych rzeczy…

Powiem szczerze że nie byłam przekonana, aby w ogóle tu przypływać na cały sezon huraganów… Trochę też nie mieliśmy wyjścia (Trynidad wciąż zamknięty), ale teraz, po 2 miesiącach pobytu na Grenadzie… – chce się jej zobaczyć więcej i więcej…

Pozdrawiamy serdecznie i do szybszego usłyszenia!



Albumy zdjęć z Grenady


Filmiki z Grenady

Nasze przygody w Clarkes Court Bay i okolicach – filmik o tym, jak przeczekujemy sezon huraganów na Grenadzie
Część I

1 Komentarz

Renata · 20 Wrz 2020 o 1342

Spełnianiacie moje marzenia. Cieszę się ❤

Dodaj komentarz

%d bloggers like this: