Stoimy naszą s/y Rybką na Grenadzie, głównie w Clarkes Court Bay albo w Grand Anse, czasem popłyniemy do Cariacou albo pożeglujemy po okolicach – przeczekując tutaj sezon huraganów. A że sezon huraganów w tym roku jest wyjątkowo aktywny – nie ryzykujemy żeglugą na północ. Tydzień temu obserwowaliśmy na Atlantyku aż 7 ośrodków niżowych, w tym 3 huragany. Na szczęście żaden nie zbliżył się do nas zbyt blisko 🙂 Chwilowo jest cisza, możemy odetchnąć, ale już czytaliśmy o prognozach na październik… Ma się dziać…

A wszystko to za sprawą tzw. La Niña – anomalii pogodowej, polegającej na utrzymywaniu się wyjątkowo niskiej temperatury wody na wschodnim Pacyfiku (głównie u wybrzeży Ameryki Południowej). Pojawienie się owego zjawiska, w wielkim skrócie – oznacza aktywniejszy sezon huraganów na Karaibach, za to korzystniejsze niż zazwyczaj warunki do żeglugi na Pacyfiku. Na Pacyfiku powinno być mniej cyklonów, świetny czas żeby tam być! Moglibyśmy spokojnie przeczekać sezon cyklonów (listopad – kwiecień) – na Markizach, bez konieczności śpieszenia się do Nowej Zelandii…

Tak miało być, ale koronawirus wszystkim pozmieniał plany… i teraz nie wiadomo, czy w ogóle Ocean Spokojny będzie w naszym zasięgu… Analizujemy sytuację na świecie… czytamy dokumenty rządowe, grupy dyskusyjne i zastanawiamy się – co dalej???


Kiedy w marcu utknęliśmy na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, kiedy świat się zatrzymał i koronawirus zmusił nas do zmiany planów – byłam pewna, że za kilka miesięcy maksymalnie wszystko wróci do normy. Stwierdziliśmy wówczas rodzinnie, że popłyniemy do Panamy jakoś w grudniu – styczniu i choć z kilkumiesięcznym opóźnieniem, ale jednak będziemy realizować nasz plan. Obiecaliśmy to też naszym przyjaciołom, którzy mieli przepłynąć z nami Kanał Panamski, a potem do Galapagos, na Markizy, Polinezję Francuską i dalej…

Minęło ponad pół roku, jest koniec września, a sytuacja na Pacyfiku nie poprawia się… Wręcz przeciwnie… jest coraz gorzej :-(((

Większość wysp na południowym Pacyfiku jest w ogóle zamknięta, czy to dla turystów przybywających samolotami, czy to dla żeglarzy. Aktualnie (stan na 26.09.2020, gdyż sytuacja zmienia się dość dynamicznie) – jedynie Galapagos, Polinezja Francuska i Fiji mają otwarte granice (z pewnymi restrykcjami i wieloma formalnościami do wypełnienia, ale mimo wszystko jakotaka opcja wpłynięcia jest :-)), pozostałe państwa są zamknięte.

Australia, Nowa Zelandia i Nowa Kaledonia (mimo że zamknięte) stworzyły specjalne przepisy dla żeglarzy, którzy nie mają innego wyjścia i nie mają możliwości gdzie indziej dopłynąć ze względu np. na niesprawny jacht. Trzeba wówczas ubiegać się o specjalne pozwolenie i jest szansa, że podanie zostanie rozpatrzone pozytywnie… aczkolwiek pewności żadnej nie ma 🙁 Wyspa Wielkanocna, Wyspy Cook’a, Samoa, Pitcairn, Niue, Samoa, Wyspy Salomona, Tonga, Vanuatu, Wyspy Marshala – nie wpuszczają nikogo.

Z ostatnich nowości dowiedzieliśmy się nawet, że najpopularniejsze destynacje dla żeglarzy przeczekujących zazwyczaj sezon cyklonów na Pacyfiku (listopad – kwiecień), czyli Australia i Nowa Zelandia – nie będą przyjmowały w tym roku żadnych jachtów na swoje wody terytorialne! Istnieje ewentualnie opcja celowego zepsucia swojego jachtu i ubiegania się o zdobycie specjalnego pozwolenia… i to bez 100% pewności, że się je otrzyma… MASAKRA!

Jedna z rodzin mieszkających na jachcie wypłynęła z Markizów 2,5 miesiąca temu, przypłynęli właśnie do Nowej Zelandii bez specjalnego pozwolenia. Ubiegali się o nie jeszcze na Markizach, ale nie dostali żadnej odpowiedzi. Po dopłynięciu do Nowej Zelandii ich jacht został skonfiskowany, muszą zapłacić za niego cło, a sami – muszą wylecieć pierwszym samolotem do domu, do Niemiec, na własny koszt oczywiście, a jacht zostawić. KOSZMAR!

Galapagos, Polinezja i Fiji są otwarte, to prawda, ale sytuacja z loklesami na niektórych z tych wysp jest tak nieprzyjemna, że aż odechciewa się tam być… Szczególnie słabo jest na Polinezji Francuskiej … – na Tahiti, Moorea, Wyspach Towarzystwa (głownie Bora-Bora, Huahine ma bardzo dobre opinie)… Czytaliśmy o obrzucaniu kamieniami turystów przez mieszkańców Tahiti, o celowych przecięciach łańcuchów kotwicznych niektórych jachtów, odcinanych bojach, o celowych podtopieniach podczas nieobecności właścicieli, o wyrzucaniu jachtów z kotwicowisk… (bo niby jachty “zanieczyszczają środowisko”, “obrzydzają widoki” mieszkańcom znad wody, itd.)… Polinezyjczycy obarczają winą turystów za sprowadzenie wirusa na te odległe wyspy i wyładowują swą złość na żeglarzach… Na początku pandemii pisaliśmy o tym, jak brakowało żywności wielu załogom jachtów, jak brakowało gazu, wody itd… jak jachty utknęły ze swoimi rodzinami na zatłoczonych kotwicowiskach w Panamie, na Galapagos, na Markizach, Tahiti i dalej… Kto tam dopłynął, to już pod wiatr na Atlantyk nie wróci… Dobrze, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy 🙂

Ok. 3 tygodni temu, na Moorea (wyspie niedaleko Tahiti), 14 – letni chłopiec, muzycznie utalentowany, mieszkający na jachcie wraz z siostrą i rodzicami, żeglujący od 2 lat w rejsie dookoła świata – został tragicznie zabity przez zbyt blisko i zbyt szybko przepływającą motorówkę. Tragedia nie do opisania… Wypadki oczywiście się zdarzają, wszędzie… ale tutaj… reakcja miejscowych władz była zaskakująca! Zamiast pouczyć i ukarać zbyt szybko i zbyt blisko jachtów pływające motorówki, wyznaczyć odpowiedni tor ruchu dla szybkich jednostek – to co zrobiły władze? ano, kazały wszystkim jachtom wynosić się z tego kotwicowiska! A w sprawie dodatkowego oznakowania wodnego nie ma ani słowa… Źle się dzieje!

Na Bora – Bora od jakiegoś czasu wprowadzono zakaz kotwiczenia. Można stawać tylko na wyznaczonych bojach, innej opcji nie ma. My uważamy, że zawsze lepiej stawać na własnej kotwicy niż na nieznanych bojach, które nie wiadomo kiedy i czy w ogóle były serwisowane, no ale kto chce popłynąć teraz na Bora – Bora, innego wyjścia nie ma. I proszę… Niedawno jedna z boi urwała się i jacht do niej przycumowany – wylądował na rafie. Lokalne władze umywają ręce.. Nie ma winnego, a właściciel jachtu ma teraz spory problem…

No i co tu robić?? No nie chcą nas tam… niestety… a na siłę… z dziećmi… – nie warto ryzykować aż tak bardzo… Z jednej strony jaka wielka szkoda, jesteśmy super wyposażeni, przygotowani na pacyficzne przeloty, planowaliśmy nasz rejs kilka lat, tak bardzo chcieliśmy tam być… a tu taka niespodzianka… Kto by się spodziewał… Musimy zmienić plany…

Tu na Grenadzie, gdzie teraz jesteśmy – nie spotkaliśmy się jeszcze z jakąkolwiek nieuprzejmością ze strony lokalnej ludności. Wszyscy są mili, uśmiechnięci i zawsze chętni do pomocy. Podobnie sytuacja wygląda na pozostałych wyspach na Karaibach. Zdarzają się kradzieże, głównie na Grenadynach, pojedyncze, ale żadnych takich akcji z wyrzucaniem z kotwicowisk, obrzucaniem kamieniami czy odcinaniem kotwic… Coraz więcej wysp się otwiera… Dostaliśmy właśnie informację, iż Brytyjskie Wyspy Dziewicze otwierają się od 1 grudnia 2020, a Dominika, St. Lucia, Montserrat, Martynika i Gwadelupa, Sint Marteen, St. Martin, US Virgin Islands, St. Vincent & Grenadines – są już otwarte od jakiegoś czasu. W większości przypadkach wymagana jest 14-dniowa kwarantanna po wpłynięciu i zrobienie testu (czasami nawet przed wpłynięciem i potem po kwarantannie).

Powstaje natomiast jeszcze na Karaibach coś takiego, jak stowarzyszenie państw z małą ilością przypadków Covid i wówczas będzie można żeglować pomiędzy wyznaczonymi państwami bez żadnego dodatkowego testu czy kwarantanny, np. z Grenady na Grenadyny, do St. Kits & Nevis, Montserrat, na Dominikę, St. Lucię, Sabę, BVI, Antiguę i Barbudę… czyli tak, jak było dawniej, czyli jest coraz lepiej 🙂 Od listopada / grudnia wszystko powinno już działać… Niestety na Martynice i Gwadelupie jest dużo przypadków zakażeniem Covid, więc te państwa póki co się nie liczą w swobodnym przepływie z wyspy na wyspę, chyba że pływa się tylko w obrębie francuskich wysp, wówczas bez kwarantanny 🙂 Co też jest jakąś opcją dla chętnych, którzy chcieliby do nas dolecieć. Możemy np. zacząć rejs na Martynice i skończyć na Gwadelupie… Najlepiej jednak szukać lotów np. na BVI czy na Antigua, na Grenadę, St. Lucie…

Tak myślimy więc, żeby całą polską zimę popływać jeszcze po Karaibach, z południa na północ… A potem, jak sytuacja na Pacyfiku się nie poprawi, zamiast zostawać na kolejny sezon huraganów na Karaibach – możemy ruszyć przez Atlantyk na Azory, a dalej w naszą wiosnę i lato pożeglować po Morzu Śródziemnym. Byłoby łatwiej do nas dolecieć 🙂 W listopadzie 2021 przeskoczylibyśmy na Wyspy Kanaryjskie i dalej przez Atlantyk znów na Karaiby, na kolejną naszą zimę… sprzedać jacht… i wrócić do Polski… Więcej czasu niestety na podróż nie mamy… No ale przecież… Też super plan! Prawda??

A ja zawsze powtarzam… że nieważne gdzie! ważne z kim!!!

Pozdrawiamy serdecznie!

Ahoj i do zobaczenia!

Rybiccy Ania, Gosia, Krisu i Stasiu z Rastamanem Atiba z Grenady
Kategorie: KaraibyNews

3 Komentarze

karol · 28 Wrz 2020 o 0425

tak, to też super plan!
A Wasz optymizm i pozytywne nastawienie do życia powinno trafić do tego całego kramu z wzorcami w Sevres.

Anita · 1 Paź 2020 o 1404

Jesteście cudowni.Szacunek wielki za takie podejście do sytuacji, że trzymacie się razem. Pomyślności życzę i mam cichą nadzieję, na rejs z Wami.

Tomek T. · 17 Gru 2020 o 0735

Z Martyniki na Gwadelupę – to mi się podoba! W lutym nie byłoby za późno?

Odpowiedz na „karolAnuluj pisanie odpowiedzi

%d bloggers like this: