Było lepiej, a znów jest gorzej… 🙁 Ponad półtora roku minęło od światowego paraliżu coronawirusowego.. Trochę się uspokoiło, trochę się przyzwyczailiśmy do noszenia maseczek i ciągłego dezynfekowania rąk, a tu kolejna fala wirusa atakuje… Końca nie widać… Gdziekolwiek 🙁
Do tej pory Grenada wydawała się jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie do przeczekiwania nie tylko sezonu huraganów, ale i pandemii. Ilość osób dotkniętych covid’em do zeszłego tygodnia nie przekraczała 30 osób od początku całej pandemii!! A dziś (05.09.2021) jest ponad 1000 aktywnych przypadków! Liczba zakażonych rośnie z dnia na dzień w mega przyspieszonym tempie. Biorąc pod uwagę populację Grenady (ok. 110 tyś. mieszkańców) – przyrost 1% w ciągu kilku dni nie wróży nic dobrego… Właśnie ogłoszono weekendowy lock down, czyli przez najbliższe 2 weekendy zakaz jest wychodzenia z domów, odwiedzania się, przyjmowania gości, plażowania… Oczywiście wszelkie imprezy (w tym spotkania dzieci na Hog Island, czy wieczory filmowe, spotkania kajakowe na plaży, cokolwiek) – wszystko zostało odwołane do odwołania. Nie ma promów na Cariacou i Petit Martinique, wszystko zamknięte. Od 19:00 wieczorem do 06:00 rano już od kilku dni panuje tu godzina policyjna, a od piątku będzie tak przez całą dobę. Ech… z jednej strony nie ma się co dziwić…
Ale z drugiej strony – wielka szkoda! Przypłynęliśmy na Grenadę głównie ze względu na sezon huraganów i ze względu na dzieci. Zaprzyjaźniliśmy się z kilkoma lokalnymi rodzinami, nasze dzieci też, poza tym rodzin z dziećmi mieszkających na jachtach jest tu bardzo dużo, wciąż organizowane są jakieś atrakcje, wciąż coś się dzieje… A właściwie się działo 🙁
Okazuje się, że 95% zarażonych osób to głównie lokalni mieszkańcy, którzy się w ogóle nie zaszczepili! Niecałe 15% ludności na Grenadzie przyjęła szczepionkę, reszta uważa, że nie potrzebuje… I proszę, jakie skutki!
My, żeby w ogóle myśleć o przypłynięciu na Grenadę – musieliśmy być w pełni zaszczepieni (2 dawki, przy czym druga nie wcześniej niż 2 tygodnie przed przybyciem tutaj) i musieliśmy zrobić testy PCR. Szczepienia, darmowe zresztą (Pfizer) – ogarnęliśmy jeszcze na St. Martin. Wcześniej, na Bahamach – nie było takiej możliwości. Natomiast testy PCR – najpierw przed opuszczeniem Martyniki (po 50 EUR/osobę) i potem po przybyciu na Grenadę (po 450 EC/osobę) były obowiązkowe (dla dzieci od 5 lat wzwyż) i to bez żadnych zniżek dla najmłodszych. Strasznie drogo powychodziło, ale kiedy nie ma innego wyjścia – człowiek wybiera najlepszą opcję, jedną (bo na każdej wyspie teraz trzeba robić testy) i się jej trzyma. Restrykcyjnie bardzo, ale wydawało nam się, że dzięki temu będziemy tu czuć się bezpieczniej.
A teraz… człowiek boi się nawet wejść do autobusu, wejść do sklepu i zrobić zakupy. Słabo… a to pewnie dopiero początek 🙁 Gdyby mieszkańcy wyspy zmuszeni byli do przestrzegania tak rygorystycznych warunków przemieszczania się i kwarantanny jak ludzie żyjący na jachtach… – nie byłoby aż tak dużego problemu!
Weźmy kolejną wyspę pod “lupę”… Martynika. Wypłynęliśmy z Martyniki na początku sierpnia 2021, a pod koniec sierpnia wyspa została zamknięta, całkowity lock down. Mieszkańcy nie mogą poruszać się dalej niż na 1 km od miejsca swojego zamieszkania bez specjalnego pozwolenia. Nie można swobodnie już pływać po francuskich wyspach (nawet na Gwadelupę czy St. Martin), a wpływać mogą tylko jachty zarejestrowane w Europie. Miejmy nadzieję sytuacja szybko się uspokoi, bo akurat żeglarzom tutaj było najłatwiej…
Covid zaczął rozprzestrzeniać się na Martynice w totalnie niekontrolowanym tempie. Dochodziło do protestów i podpaleń, kiedy mówiono o wprowadzeniu restrykcji. Z jednej strony mieszkańcy nie chcieli wprowadzania obostrzeń, a z drugiej – nie przestrzegali reguł pandemii i w większości nie przyjmowali darmowych szczepionek. Do sierpnia na Martynice były nawet darmowe testy dla wszystkich – tak antigen jak i PCR (my się już niestety się na nie nie załapaliśmy). Lock down był więc nieunikniony…
Francja podaje, że ponad 60% Francuzów jest zaszczepionych podwójną dawką, ale statystyk na Martynice nie da się sprawdzić, brak jest danych do publicznego wglądu. Czytamy tylko, że 10% mieszkańców Martyniki ma potwierdzonego Covid’a, jest 37 tyś. aktywnych przypadków i pewnie niewiele procent zaszczepionych…
My przypłynęliśmy na Martynikę, żeby się spotkać ze znajomymi, zrobić tanie zakupy i naprawić słabo wykonane w zeszłym roku siatki na nasz jacht, te na dziobie pomiędzy kadłubami jachtu. Z siatkami wszystko było dograne, wykonawcy wiedzieli że przypływamy, na umówiony dzień zakotwiczyliśmy w odpowiednim miejscu, zdjęliśmy siatki… po czym po kilku dniach (tak, dniach!) otrzymaliśmy informacje, że facet tego nie naprawi. Wysłał nas do innego “fachowca” (3,5h w samochodzie w korkach do miejsca, w którym staliśmy poprzednie 2 tygodnie!), ale ten nawet nie miał odpowiednich akcesoriów i maszyny, więc ogólnie wyszła z tego całkowita porażka. Szkoda gadać… siatki nienaprawione musieliśmy założyć z powrotem (a z tym dużo roboty), potem musimy zdjąć je raz jeszcze i miejmy nadzieje tu na Grenadzie ogarniemy temat. A mogliśmy z powodzeniem wszystko zrobić będąc jeszcze na St. Martin… Masakra..
No ale mniejsza już z tym. Wracając do problemów covid’owych chcieliśmy jeszcze powiedzieć, iż będąc na Martynice prawie miesiąc – rzadko widzieliśmy ludzi chodzących w maseczkach. Plaże wciąż były pełne i nikt nie przestrzegał dystansów, a przed wejściem do sklepów rzadko kiedy dezynfekowano ręce. Musieliśmy bardzo uważać, a i tak najedliśmy się niezłego stracha, kiedy dopływając do Carriacou (wyspa należąca już do państwa Grenada) nasza Ania nagle miała 39C gorączki. 2 dni gorączka nie schodziła. Zrobiliśmy Ani dodatkowy test, dla świętego spokoju, kolejna kasa, ale nie było wyjścia. Na szczęście to była tylko 3-dniówka i tyle, ale ile nerwów nas to kosztowało (szczególnie kiedy okazało się, że jeden ze znajomych zaraził się covidem) – to już nasze.. Powiedzieliśmy sobie od tamtego czasu – że wstęp do nas mają tylko osoby zaszczepione! Uwielbiamy przyjmować gości, to jeden z takich bardzo miłych akcentów życia na jachcie, poznawać nowych ludzi, wymieniać się doświadczeniami, chłonąć opowieści z całego świata, ale bezpieczeństwo naszych dzieci – ma rangę najwyższą!
Z innych nowości – Polinezja Francuska znów się zamknęła, za to dużo nam bliższy Trinidad i Tobago w końcu otworzył się na świat! Trzeba spełnić wiele formalności, żeby tam popłynąć, trzeba być też całkowicie zaszczepionym, ale fajnie, że pojawiła sie opcja wyciągnięcia i ew. remontu jachtu właśnie tam (taniej i bardziej fachowo!) i spędzenia czasu na pięknej wyspie Tobago. Kto wie, czy zamiast siedzieć na Grenadzie, gdzie sytuacja pogarsza się z dnia na dzień – nie popłyniemy szybciej właśnie na Trinidad i Tobago…
Póki co izolujemy się, robimy lekcje ze Stasiem, poprawiamy co chwile coś na jachcie, zakupy zamawiamy przez internet, kąpiemy się w morzu, łowimy ryby… Nie narzekamy i uważamy na siebie!
Serdecznie wszystkich pozdrawiamy!
Ahoj!
2 Komentarze
Karolina Beiger · 7 Wrz 2021 o 0535
Wszystkiego dobrego Gosia, powodzenia i pomyślnych wiatrów!
Karolina Beiger · 7 Wrz 2021 o 0933
Powodzenia Gosia, trzymajcie się!