Po długich staraniach, w końcu przedłużono nam pozwolenie na pobyt na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych o kolejny miesiąc. Na więcej póki co nie mogą. W razie czego będziemy mogli za miesiąc znów popłynąć do Road Town na Tortoli wcześniej umawiając się na spotkanie (bez wyznaczonej daty i godziny nikogo nie przyjmują) i próbować przedłużyć po raz kolejny… Pewnie fajnie by było… Ale…

Sezon huraganów zbliża się wielkimi krokami. W wielu przewodnikach mówi się, że już miesiące maj – czerwiec są ryzykowne na pozostanie w północnych rejonach Karaibów ale prawda jest taka, że jakiekolwiek huragany zdarzają się tu raczej od sierpnia do końca października. Miesiące maj – czerwiec są spokojniejsze, mniej turystyczne i łagodniejsze wiatrowo (siła 10-15 kn, kierunek bardziej E-SE, teraz akurat gorzej dla nas, choć miało być odwrotnie:-)), a od lipca – faktycznie lepiej być już bliżej południa. Są oczywiście tacy, co zostawiają jachty cały rok na bojach czy w marinach na Wyspach Dziewiczych, St. Kitts & Nevis czy na St. Maarten albo na Antigua, ale my wolimy nie ryzykować. Poza tym w tym roku przewiduje się wzmożoną aktywność huraganową, temperatura morza – wyjątkowo wysoka, jest sucho i upalnie i jeszcze kwestie ubezpieczenia… Trzeba być na wysokości Grenady lub Trynidadu i Tobago aby ubezpieczenie pozostawało w mocy.
Do tej pory “zimowaliśmy” jacht na Trynidadzie. W tym roku – atlantyckie huragany mieliśmy ominąć będąc już na Pacyfiku, gdzie z kolei od kwietnia do listopada panuje najlepszy czas na żeglarskie przygody. Ale cóż… nieprzewidziany koronawirus pokrzyżował wszystkim plany…
A mieliśmy być teraz w drodze z Galapagos na Markizy z siostrą Madzią i jej córką Olą…

Myśląc o przeczekaniu sezonu huraganów musimy jeszcze zapłynąć gdzieś, gdzie będzie można się w miarę tanio zaprowiantować na kolejne miesiące. Panama jest za daleko, poza tym powrót z Panamy na Karaiby pod wiatr… katamaranem… odpada. Puerto Rico też odpada (za dużo tam zachorowań, obostrzeń i potem zbytnio pod wiatr na Grenadę), zostaje St. Maarten lub Martynika. St. Maarten jest strefą bezcłową i wszystko jest dużo tańsze niż na jakichkolwiek innych wyspach karaibskich (żywność, paliwo, gaz, części do jachtów), ale jeszcze całkowicie nie jest otwarta. Moglibyśmy popłynąć na francuską część wyspy, odbyć 14-dniową kwarantannę i cieszyć się z uroków wyspy, ale póki co na holenderską stronę pontonem nas nie wpuszczą (tak jak to zazwyczaj robiliśmy) gdzie robi się główne zakupy. Tutaj moglibyśmy też odebrać przesyłkę, którą chcemy nadać z Polski – na BVI nie ma teraz takiej możliwości.

Jeżeli zaś popłyniemy na francuską Martynikę (14-dni kwarantanny), która co prawda nie jest strefą bezcłową, ale wciąż dużo tańszą wyspą od innych – to nie wpuszczą nas na Grenadę, a tam bezpieczniej (huraganowo), no i więcej jachtów z rodzinami z dziećmi… Grenada powoli otwiera się na żeglarzy, ale stawiają twarde warunki do spełnienia: 14-dniowa kwarantanna na wyznaczonym kotwicowisku jest obowiązkowa, obowiązkowy jest też test na koronawirusa po odbyciu kwarantanny; wykonanie badania na 48h przed przypłynięciem a przede wszystkim – rejestracja na specjalnym portalu GrenadaLima, przez który odbywa się cały proces uzyskania pozwolenia.

St.Vincent i Grenadyny to też nie byłby zły pomysł… w razie nadchodzącego silnego wiatru, w dobie dzisiejszych dość skutecznych prognoz pogody – zdążylibyśmy uciec. Czytaliśmy jednak o przypadkach, że po check-in’ie (możliwe teraz tylko w Blue Lagoon na St. Vincent) kazano ludziom schodzić z własnych jachtów na czas kwarantanny i iść do hotelu, tłumacząc się, że w ten sposób lokalne służby mogą lepiej kontrolować przestrzeganie zasad kwarantanny przez żeglarzy. Dla nas sytuacja niedopuszczalna… poza tym nikt by nie chciał zostawić tam swojego jachtu bez opieki… Niby to się już zmieniło, ale kto wie…

Szkoda że Trynidad i Tobago są wciąż zamknięte… Na Trynidadzie moglibyśmy wyciągnąć łódkę i zrobić drobny remont na stoczni, a na Tobago przeczekać cały sezon huraganów. Tobago jest piękne – czysta woda, białe plaże, jakiekolwiek ryby, które złowimy – można jeść; do tego mieszkają tam przesympatyczni ludzie i kraj jest poza strefą huraganową. No cóż, może jeszcze się otworzą… ale z tego co czytamy, to szanse są nikłe. Zobaczymy!

Najchętniej zostalibyśmy tu, gdzie jesteśmy. Na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych jest najbezpieczniej! Zanotowano tu raptem 8 przypadków zachorowań na koronawirusa, z czego 6 osób wyzdrowiało a tylko 1 umarła. Kotwicowiska są niemal puste, woda jest czysta, mieszkańcy przemili, a za tydzień powinni pozwolić nam już swobodnie poruszać się między wyspami, super! Gdyby tylko było tu trochę taniej… no ale ten nieszczęsny sezon huraganów…

Najprawdopodobniej więc zostaniemy tu jeszcze ze 2 – 3 tygodnie, a potem popłyniemy na St. Martin na porządne zakupy i kurs na Grenadę. Miło byłoby zatrzymywać się oczywiście na kolejnych wyspach po drodze, ale niemal każda z nich to inne państwo, a więc 14 dni kwarantanny na każdej, długo.. Może za parę miesięcy… W duchu nadal liczymy, że uda się z Pacyfikiem… Moglibyśmy ruszyć na Panamę w grudniu i kontynuować plan.. Czytamy jednak historie żeglarzy, którzy utknęli na Polinezji Francuskiej i cieszymy się niezmiernie, że jesteśmy tutaj. Mieszkańcy wysp nie chcą tam turystów, żeglarzy siłą wyrzucają z jachtów, wyznaczone kotwicowiska są przepełnione, brakuje gazu i żywności, zdarzały się nawet tajemnicze przypadki zatapiania statków pod nieobecność właścicieli.. Masakra… Czy za pół roku będzie lepiej? No pewnie! Będziemy monitorować 🙂

Póki co cieszymy się, że w końcu udało się nam postawić żagle po niemal 2-miesięcznym postoju na kotwicy w White Bay przy Jost Van Dyke. Popłynęliśmy tylko po przedłużenie pozwolenia na pobyt, krótko więc, ale zawsze. Żeglarsko było super! W końcu 🙂 Do tego złapaliśmy gigantyczną królewską makrelę i tuńczyka, a na koniec przywitało nas stado delfinów. Cudownie! Aż z tego szczęścia zmontowaliśmy krótki filmik… zapraszamy do obejrzenia!

Ahoj i do zobaczenia!
Pozdrawia załoga s/y Rybka (Leopard 45):
Gosia & Krisu & Ania (3,5l.) & Stasiu (6,5l.)


1 Komentarz

Marta Zakrzewska · 26 maja 2020 o 1953

W końcu w swoim żywiole , dobre i to.Te wyścigi z delfinami – chyba stęsknione byly za ludźmi;)tak sobie patrzę i widzę że Stanisław to już prawdziwy partner w żeglowaniu.ehh, znowu pewnie przyśni mi się żeglowanie z Wami.ahoj!

Odpowiedz na „Marta ZakrzewskaAnuluj pisanie odpowiedzi

%d bloggers like this: